Dekoracje wnętrz rodem z PRL-u, czyli skarby ze strychu

Oceń artykuł:

0%
0%

Sztuka użytkowa z PRL wciąż jest modna i coraz lepiej znana. Wystawa „Bruksela w Pradze, Picasso w Warszawie. Wzornictwo w Europie Środkowej 1956–1968” to kolejne wydarzenie promujące środkowoeuropejskie wzornictwo z drugiej połowy XX wieku – do niedawna właściwie nieznane na Zachodzie. Ekspozycja w madryckim Instytucie Wzornictwa (27 kwietnia – 26 maja 2017 r.) nie jest jednak tylko egzotyczną ciekawostką. Hiszpanie mogą z zaskoczeniem odkryć ciekawe dekoracje wnętrz zza Żelaznej Kurtyny.

Dekoracje wnętrz rodem z PRL-u, czyli skarby ze strychu Fabryka Porcelany AS Ćmielów

Sztuka po Odwilży

Autorzy wystawy wybrali interesujące przedmioty z lat 1956-1968 – okresu, w którym polskie mieszkania zmieniły się nie do poznania. Początkiem były zmiany polityczne po śmierci Stalina w 1953 roku. Gdy trzy lata później w Polsce do władzy doszedł Władysław Gomułka, rozpoczął się krótki, ale dla świata sztuki bardzo ważny okres liberalizacji. Zakończyło się panowanie socrealizmu, znów można było tworzyć indywidualnie.

Zobacz koniecznie: Małe może być piękne - jak urządzić niewielkie mieszkanie? 

Powojenny, zrujnowany kraj potrzebował wszystkiego: także nowe mieszkania trzeba było umeblować i wyposażyć. Dla projektantów było jasne, że przedmioty codziennego użytku powinny być funkcjonalne i piękne, a przede wszystkim inne od dawnych. Zatrudnieni w państwowych zakładach artyści plastycy tworzyli nowe wzory tkanin, mebli, naczyń, a także kojarzących się z nową epoką urządzeń elektrycznych. Wydawane od 1956 roku magazyny „Projekt” oraz krakowski „Przekrój” i kilka innych czasopism popularyzowały te zmiany. Miejsce powojennych przedmiotów z hasłem „dekoracje, zrób to sam”, zajęły meble i elementy aranżacyjne według projektów designerów.

Wzornictwo lat 50./60.

Efektowne, śmiałe, różnorodne – takimi przymiotnikami można opisać polskie wzornictwo na przełomie piątej i szóstej dekady XX wieku. Projektanci chętnie sięgali po wyraziste kolory i wzory, łączyli kontrasty, przemycali motywy ze sztuki wysokiej, np. do dekorowania tkanin czy naczyń. Miękkie, płynne formy naczyń kojarzyć się mogą z ówczesną rzeźbą, a wzorzyste materiały nieprzypadkowo nazywano „pikasami” – sporo zawdzięczały malarstwu abstrakcyjnemu i były to naprawdę oryginalne dekoracje.

Ale zmieniła się nie tylko stylistyka. Miejsce kompletów mebli przeznaczonych do określonego pomieszczenia zajęły pojedyncze mebelki, które można było zestawiać według własnego gustu, uzupełniając stopniowo wystrój salonu i całego mieszkania. Jak śpiewał Daniel Olbrychski w komedii muzycznej „Małżeństwo z rozsądku” (reż. Stanisław Bareja, 1966): „Gdy się dziadek mój i babcia pobrali/ to się długo, bardzo długo urządzali./ Kupowali szafy, stoły, dąb i jesion/ by zdobiły, by świeciły lat sześćdziesiąt./ Dziś obyczaj ten wydaje się banalny,/ dziś kupuje się mebelek funkcjonalny”. Wspomniane mebelki były lekkie, zrobione np. z lakierowanej sklejki.

Eksperyment w fabryce

Projektanci chętnie i śmiało eksperymentowali. Było to możliwe także dlatego, że państwowe zakłady nie funkcjonowały według praw rynku i konkurencji. Projektanci mieli raczej kształtować dobry gust odbiorców niż dopasowywać się do ich oczekiwań. Dawało to polskim plastykom mocniejszą pozycję, niż mieli ich zachodni koledzy po fachu. Inna rzecz, że powszechny głód mebli i przedmiotów codziennego użytku sprawiał, że nowe produkty sprzedawały się na pniu. Zwłaszcza że część produkcji przeznaczona była na eksport nie tylko do krajów socjalistycznych, ale też do Europy Zachodniej. Już w 1961 roku polskie fabryki zaczęły produkcję dla szwedzkiej sieci IKEA. W pierwszej połowie lat 60. eksport rósł znacznie szybciej niż produkcja na krajowy rynek. Niestety najbardziej interesujące i najambitniejsze projekty nie doczekały się wdrożenia albo były realizowane w krótkich seriach. Zwłaszcza produkty wymagające bardziej zaawansowanych technologii produkcji lub importowanych materiałów pozostawały często tylko prototypami.

Wystrój wnętrz z lat 50. i 60. powraca

Przez kolejne dekady, aż do ostatnich lat XX wieku, wzornictwo lat 50. i 60. odchodziło do lamusa. Sytuacja zaczęła się zmieniać na początku XXI wieku. Duże znaczenie miała świetna wystawa „Rzeczy pospolite. Polskie wyroby 1899–1999” w krakowskim Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha (2000), a prawdziwą modę na wzornictwo sprzed półwiecza przyniosła ekspozycja „Chcemy być nowocześni. Polski design 1955–1968” (MN w Warszawie, 2011).

Nagle okazało się, że w wielu domach można znaleźć skarby – przedmioty o muzealnej wartości, takie same jak te prezentowane na wystawie. Serwisy do kawy, ćmielowskie figurki, biblioteczki czy krzesła można było zobaczyć na stronach magazynów wnętrzarskich, znów stały się modne. Interesujące przedmioty odnajdowano nie tylko na targach staroci, ale i w serwisach aukcyjnych. W sieci pojawiły się też wyspecjalizowane platformy sprzedażowe, na których znaleźć można przedmioty dekoracyjne i użytkowe. I tak wystrój dużego pokoju w bloku znów może przypominać minioną epokę. Ceny wciąż są zróżnicowane, więc można się cieszyć polowaniem na perełki po kosztach. Ładny ceramiczny przedmiot kupi się już za kilkadziesiąt, czasem nawet kilkanaście złotych, choć szanse na znalezienie wyjątkowych przedmiotów za grosze są mniejsze niż kilka lat temu.

czapla Źródło: DESA Unicum

Dobrą inwestycją okazały się m.in. figurki z Ćmielowa. Niektóre z nich, kilka lat temu warte parę złotych, dziś mogą kosztować tysiąc razy więcej. Porcelanowa czapla projektu Mieczysława Naruszewicza sprzedawana jest za ok. 1500 zł; komplet do herbaty Wawel – ok. 1000 zł, serwis Krokus proj. Wincentego Potackiego został niedawno sprzedany w Desie za przeszło 2000 zł. Na tej samej aukcji serwis Goplana osiągnął cenę 2800 zł, a komplet sześciu filiżanek Leszka Nowosielskiego 1700 zł. Dzięki takim przedmiotom wystrój retro nabiera nowego wymiaru.

Nie wszystko złoto

Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie wygrzebane na strychu przedmioty to antyki. Liczy się klasa artystyczna, nazwisko projektanta, stan i wyjątkowość eksponatu. Jak wybrać wartościowy obiekt? Podpowiedzi można znaleźć np. w poradniku autorstwa Beaty Bochińskiej, właścicielki kolekcji liczącej ok. 1700 przedmiotów. Książka Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową zawiera wiele cennych porad. Najważniejszy jest jednak zawsze własny gust – warto wybierać rzeczy, które podobają się samemu kupującemu, które chętnie postawi na swojej komodzie, bo perfekcyjnie dopełnią wystrój wnętrza.

Oceń artykuł:

0%
0%
×

podziel się tym artykułem

Wyślij artykuł swoim znajomym