Aranżacja wnętrz made in Poland – kultowe, polskie marki wracają na salony
Oceń artykuł:
Odwołanie do sentymentu klientów i zakupowego patriotyzmu może być dobrym punktem wyjścia. Jednak renesans polskich marek pokazuje, że do sukcesu trzeba czegoś więcej.

Rozpoznawalna, ugruntowana od pokoleń marka to skarb. Ta zasada dotyczy nie tylko paryskich projektantów mody czy szwajcarskich zegarmistrzów, ale też lokalnego rynku. Paradoksalnie na przełomie XX i XXI wieku rodzime pochodzenie marki wydawało się w Polsce raczej obciążeniem niż atutem. Jednym z efektów transformacji lat 90. był nagły dostęp do pożądanych zachodnich towarów. Wyroby miejscowych wytwórni wydawały się przy nich brzydkie, niezgrabne i staroświeckie. Gorsze. To przekonanie o wyższości zagranicznych artykułów jest żywe do dziś, przynajmniej w niektórych dziedzinach – w końcu od lat nie słabnie upodobanie do popularnej chemii z Niemiec. Jednak być może ten trend się odwróci. Polscy designerzy, wytwórcy zyskują sławę i uznanie, a ich produkty to znakomite, oryginalne dekoracje wnętrz, niebanalne oświetlenie i meble cenione w całej Europie. Polska specjalność to również znakomite książki dla każdego oraz porcelana z tradycjami.
Nowe kolory
Popularność producenta zależy od branży. Przykładowo Polacy wyraźnie przywiązani są np. do rodzimej żywności. W innych sferach wiele zmieniło się w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Główną przyczyną zmian stał się przesyt produktami masowymi, zestandaryzowanymi. Pod koniec lat 90. w działach dziecięcych księgarni królowały „disneje” z Myszką Miki i kuzynami. Dziś obok nich można znaleźć książki nowego pokolenia polskich ilustratorów wydawane przez niewielkie oficyny. A także książki znane obecnym trzydziesto- czy czterdziestolatkom z dzieciństwa.
W serii „Mistrzowie ilustracji” Wydawnictwa Dwie Siostry ukazują się kolejne kolorowe tomiki z ilustracjami Eryka Lipińskiego, Zbigniewa Rychlickiego i innych znakomitych grafików. O zainteresowaniu tymi publikacjami zadecydowały pewnie na równi ich jakość i sentyment współczesnych rodziców.
Sentyment można zresztą wykorzystać z mniejszym lub większym sukcesem. Po nazwę i sławę poczciwej Syrenki sięgają projektanci wozów sportowych i elektrycznych aut przyszłości (AK Motors). Na razie większość z prób kończyła się na wizualizacjach, ale pomysł wciąż powraca. Ciekawe, że ten samochód, przed laty pogardliwie przezywany „skarpetą” i znany z zawodności, budzi tak pozytywne emocje.
Na podobny efekt liczyli też zapewne marketingowcy z firmy Wojas, wypuszczając na rynek nową wersję Relaksów. Znacznie bardziej efektowną i dopracowaną od pierwowzoru, a więc i odpowiednio droższą. Najwyraźniej zbyt kosztowną, by mogły stać się czymś więcej niż ciekawostką.
Oryginalne dekoracje, czyli kruche cacka z Ćmielowa
Znacznie bardziej interesująco wygląda sytuacja wytwórni ceramiki. Polskie Fabryki Porcelany Ćmielów i Chodzież powstały w wyniku połączenia dwóch niezależnych dawniej spółek. Zakłady chlubią się długą tradycją, w przypadku Ćmielowa sięgającą końca XVIII wieku. Z drugiej strony, firma dba o unowocześnienie oferty. Twarzą marki jest ceramik Marek Cecuła, prowadzący od 2013 roku pracownię Ćmielów Design Studio.
W Ćmielowie działa również druga Fabryka Porcelany AS Ćmielów, kontynuująca tradycje wytwórni porcelany Świt. Zajmuje się ona odtwarzaniem i ręczną produkcją wyrobów zaprojektowanych w latach 50. i 60. XX wieku, uwielbianych przez kolekcjonerów. Naczynia z tego okresu miały awangardową formę i dekorację, ich fotografie reprodukowane są w albumach o polskim wzornictwie i cieszą się zainteresowaniem kolekcjonerów. Zbieracze polują też na słynne ćmielowskie figurki. Dekadę temu ich ceny poszybowały w górę, przy okazji zwracając uwagę na inne wyroby wytwórni.
Zainteresowanie polskim wzornictwem z ubiegłego wieku zostało umiejętnie wykorzystane. Dawne modele są obecnie znów produkowane. Co więcej, odtworzono recepturę charakterystycznej różowej porcelany. Pastelowy odcień różu i lśniące czerepy ozdobnych naczyń są dalekie od wciąż modnego minimalizmu. Mogą się wręcz wydawać staroświeckie. Z drugiej strony, firmie udało się stworzyć wyrazisty produkt: pojawia się skojarzenie z luksusem (kolor uzyskiwany jest przez dodanie związków złota), jest historia (zaginiona receptura przedwojennego wynalazcy), a wreszcie element wyjątkowości (jedyna europejska fabryka wytwarzająca taką porcelanę).
Mimo wysokich kosztów związanych z wprowadzaniem wzorów – zwłaszcza nowych form naczyń – polskie wytwórnie zaczęły współpracować ze znanymi projektantami. To sposób na odświeżenie oferty, ale też wizerunku. Nawet jeśli nowe projekty są tylko jednostkowymi prototypami, mogą okazać się cenne z marketingowego punktu widzenia.
Manufaktura Bolesławiec zaprosiła do współpracy Oskara Ziętę, laureata prestiżowej Red Dot Design Award i projektanta pneumatycznych mebli z blachy.
Z kolei dla wałbrzyskiej Porcelany Kristoff pracowała m.in. Maria Jeglińska. Ta młoda, ale doświadczona designerka chętnie eksperymentuje z przedmiotami wielofunkcyjnymi, nadającymi się do przebudowania i ukształtowania w inny sposób. Cechy te są rzadko kojarzone z tradycyjną ceramiką i rzeczywiście wałbrzyski projekt ograniczał się do dekoracji. W każdym razie powstała jednak seria obiektów sygnowanych nazwiskiem projektantki, a tym samym także przedmiot kolekcjonerski. Zbieracze mają ponadto dostęp także do wyrobów małych wytwórni, niekiedy jedno- albo kilkuosobowych warsztatów zakładanych przez artystów i designerów.
To dążenie do poszerzenia oferty, nadania produktom piętna indywidualności, a czasem także magii znanego nazwiska to najwyraźniej jeden z elementów, które dały polskiej ceramice nowy oddech. I najwyraźniej klienci to kupują.
Oceń artykuł: